Największe coroczne spotkanie Polaków mieszkających za granicą odbywa się na trasie A4 na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia. Sam biorę w nim udział i obserwuję, jak z roku na roku powiększa się liczba jego uczestników. Ponieważ to spotkanie nie należy do najciekawszych, w gruncie rzeczy polega na wspólnym staniu w korku, tym razem próbowałem się wraz z rodziną z niego wymigać. Pobudka była o czwartej, a z Lipska w stronę rodzinnego Podbeskidzia wyjechaliśmy już przed piątą. Wszystko na nic, bo po godzinie jazdy, tuż za Dreznem, razem z innymi Polakami tkwiliśmy w korku, który przez długie kolejne godziny ciągnął się aż do Wrocławia.
Nasza podróż zamiast planowanych siedmiu, trwała czternaście godzin. I tak nie mieliśmy źle. Większość zagadywanych podczas postojów kierowców rozpoczęło swoją podróż na długo przed nami. Z zachodnich Niemiec, Niederlandów, Wielkiej Brytanii wyjeżdżali już dzień wcześniej. – Dobrze, że Wigilia dopiero we wtorek – komentował ojciec rodziny, który żonę i dwójkę małych dzieci wiózł do rodzinnych stron, do miasteczka za Rzeszowem. Ich podróż skończyła się pewnie dopiero w nocy następnego dnia.
Nasza podróż zamiast planowanych siedmiu, trwała czternaście godzin. I tak nie mieliśmy źle. Większość zagadywanych podczas postojów kierowców rozpoczęło swoją podróż na długo przed nami. Z zachodnich Niemiec, Niederlandów, Wielkiej Brytanii wyjeżdżali już dzień wcześniej. – Dobrze, że Wigilia dopiero we wtorek – komentował ojciec rodziny, który żonę i dwójkę małych dzieci wiózł do rodzinnych stron, do miasteczka za Rzeszowem. Ich podróż skończyła się pewnie dopiero w nocy następnego dnia.
Zum Original