Zygfryd ponownie wybrał w komórce numer pośrednika. Znów głucho. Żadnego sygnału. Rozglądnął się wokół. Na niebieskiej tablicy obok widniał napis: Berlin Hauptbahnhof. Dworzec główny w stolicy Niemiec w niczym nie przypominał stacji w Strzelcach Opolskich, gdzie wcześnie rano tego dnia wsiadł do pociągu. Nad Zygfrydem rozpościerały się wielkie łuki szklanego zadaszenia, kryjącego halę z peronami. Poniżej plotły się wiązki ruchomych schodów, łączące różne poziomy wielopiętrowego gmachu.
Zygfryd, niepozorny mężczyzna o dziecinnej twarzy i siwych włosach, był tylko ledwie widoczną kropką w gąszczu tysięcy podróżnych, pociągów, a także licznych sklepów i restauracji. Rękę trzymał na uchwycie walizki. W środku miał trochę ubrań i jedzenie, żeby przetrwać pierwsze dwa tygodnie, aż otrzyma pierwszą zaliczkę.
Ślązak z pięćdziesiątką na karku miał zacząć pracę w fabryce...